sacro

Szanowny Użytkowniku,

Zanim zaakceptujesz pliki "cookies" lub zamkniesz to okno, prosimy Cię o zapoznanie się z poniższymi informacjami. Prosimy o dobrowolne wyrażenie zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez naszych partnerów biznesowych oraz udostępniamy informacje dotyczące plików "cookies" oraz przetwarzania Twoich danych osobowych. Poprzez kliknięcie przycisku "Akceptuję wszystkie" wyrażasz zgodę na przedstawione poniżej warunki. Masz również możliwość odmówienia zgody lub ograniczenia jej zakresu.

1. Wyrażenie Zgody.

Jeśli wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez naszych Zaufanych Partnerów, które udostępniasz w historii przeglądania stron internetowych i aplikacji w celach marketingowych (obejmujących zautomatyzowaną analizę Twojej aktywności na stronach internetowych i aplikacjach w celu określenia Twoich potencjalnych zainteresowań w celu dostosowania reklamy i oferty), w tym umieszczanie znaczników internetowych (plików "cookies" itp.) na Twoich urządzeniach oraz odczytywanie takich znaczników, proszę kliknij przycisk „Akceptuję wszystkie”.

Jeśli nie chcesz wyrazić zgody lub chcesz ograniczyć jej zakres, proszę kliknij „Zarządzaj zgodami”.

Wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Możesz zmieniać zakres zgody, w tym również wycofać ją w pełni, poprzez kliknięcie przycisku „Zarządzaj zgodami”.




Artykuł Dodaj artykuł

Pasażerowie, których znałem

Ten tekst nie będzie ani spójny, ani uporządkowany, ani w ogóle zgodny z prawidłami warsztatu dziennikarskiego. Ale nie dbam o to. Chciałbym tylko, żeby oddawał moje dzisiejsze emocje.

ŁUKASZ KAŹMIERCZAK

Ten tekst nie będzie ani spójny, ani uporządkowany, ani w ogóle zgodny z prawidłami warsztatu dziennikarskiego. Ale nie dbam o to. Chciałbym tylko, żeby oddawał moje dzisiejsze emocje.

Często mówi się o nas, dziennikarzach – szczególnie tych, którzy zajmują się komentowaniem  wydarzeń politycznych – że pod wpływem obcowania ze światem polityki przybieramy coraz twardszy pancerz ukuty z sarkazmu, zdystansowania i grubiejącej z dnia na dzień warstwy cynizmu. Ale to nieprawda. Bo przecież CI LUDZIE, którzy zginęli kilka dni temu w katastrofie  prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, to byli także nasi rozmówcy, komentatorzy, eksperci, spotykani i „obdzwaniani” przy wielu okazjach. I naprawdę trudno przejść nam obojętnie wobec ich śmierci…

Zdążyłem

ANDRZEJ SARIUSZ–SKĄPSKI… Był ostatnią osobą z „nowej listy katyńskiej”, z którą dane mi było rozmawiać – dosłownie w przeddzień odlotu prezydenckiego samolotu do Smoleńska. Prezes Federacji Rodzin Katyńskich bardzo się spieszył, załatwiał ostatnie sprawy przed wyjazdem, mówił, że myślami jest już przy grobie swojego ojca zamordowanego w katyńskim lesie w 1940 roku. Zdążył jednak jeszcze podzielić się ze mną krótką refleksją na temat niedawnego spotkania Donalda Tuska i Władimira Putina nad katyńskimi grobami. Mówił, że musi sobie przetrawić słowa, jakie tam padły, że siedzą w nim głęboko, nie ukrywał swojego wzruszenia i nadziei na pojednanie, był pełen dobrych myśli…

KS. ROMAN INDRZEJCZYK… To była z pewnością jedna z najważniejszych dziennikarskich rozmów, jakie udało mi się kiedykolwiek przeprowadzić. Kapelan Prezydenta RP, wspaniały kapłan, o którym nie bez przyczyny mawiano, że jest ostatnim romantykiem Rzeczypospolitej. „Mówię wszem i wobec: życie jest piękne, a człowiek dobry. Może więc rzeczywiście jestem romantykiem? I niech tak zostanie” – podsumowywał ową „łatę” w wywiadzie dla „Przewodnika Katolickiego”. Z tamtej rozmowy pozostało w mojej pamięci wspomnienie ciepłych, mądrych i niesłychanie dobrych oczu „zwykłego szarego księdza, który służy, po prostu służy” – jak sam o sobie stale mawiał. I jeszcze tomiki jego wierszy, a w jednym z nich bardzo ciepła, osobista dedykacja, jaką mi wówczas ofiarował…

JANUSZ KOCHANOWSKI… Spotykaliśmy się parokrotnie, pierwszy raz, zanim jeszcze został powołany na urząd Rzecznika Praw Obywatelskich. Przyjął mnie wówczas w swoim rodzinnym domu na warszawskiej Saskiej Kępie. I właśnie wtedy po raz pierwszy w życiu poczułem klimat prawdziwej, przedwojennej, już nieistniejącej Warszawy. Siedząc wśród zabytkowych bibelotów, patriotycznych pamiątek i wszechobecnej atmosfery dwudziestolecia międzywojennego, zupełnie nie potrafiłem skupić uwagi na prawniczych tematach naszej rozmowy. Tym bardziej że za chwilę zostałem poczęstowany wyborną herbatą  i pasjonującym wykładem na temat sposobu przyrządzania i podawania tego najbardziej brytyjskiego z brytyjskich trunków. Ale w końcu znajdowałem się w domu byłego polskiego konsula w Wielkiej Brytanii, prawdziwego dżentelmena właśnie w takim dobrym, angielskim stylu, z nienagannymi manierami i ujmującą erudycją. I znowu pamięć przywołuje wspomnienie dobrych, rozumnych oczu…

JANUSZ KURTYKA… Pierwsze wrażenie ze potkania: właściwy człowiek na właściwym miejscu. Wulkan energii, perfekcyjnie przygotowany do rozmowy, sypiący precyzyjnymi informacjami i szczegółowymi faktami, zupełnie tak, jakby całe przepastne archiwum Instytutu Pamięci Narodowej znajdowało się w głowie prezesa tej instytucji. Kurtyka imponował mi także stoickim spokojem, z jakim znosił wszelkie, najbardziej nawet niesprawiedliwe ataki na niego i podległy mu Instytut. Jak mantrę powtarzał, że Instytut Pamięci Narodowej pod jego kierownictwem bardzo rygorystycznie działa w obrębie ustawy, że służy wyłącznie społeczeństwu oraz narodowi, nigdy zaś jakimkolwiek środowiskom czy elitom. „Można powiedzieć, że IPN jest organizatorem wielkiego społecznego procesu, zmierzającego do przywrócenie pamięci historycznej totalnie zafałszowanej w okresie komunistycznym” – zdradzał w wywiadzie dla naszego tygodnika credo swojej linii działania…

Nie zdążyłem…

Powinienem chyba także uchylić nieco rąbka zawodowej kuchni i zdradzić plany rozmów, jakie zamierzałem przeprowadzić w najbliższym czasie. No właśnie, zamierzałem…

ANNA WALENTYNOWICZ… Do tego wywiadu przygotowywałem się bardzo długo. Zawsze jednak coś stawało na przeszkodzie – a to zły stan zdrowia Pani Ani, a to znów napięty terminarz jej spotkań, wyjazdów czy wizyt lekarskich. Bo legendarna działaczka opozycji antykomunistycznej „Solidarności”, choć bardzo schorowana, była osobą niesłychanie aktywną. Powtarzałem sobie wtedy: mam jeszcze czas… A przecież to właśnie bezkompromisowa Suwnicowa ze Stoczni Gdańskiej, słynna Matka Chrzestna „Solidarności”, jak często ją nazywano, miała być jednym z najważniejszych rozmówców-świadków, z których opowieści stopniowo składałem sobie od kilkunastu lat własną wersję historii powstania i całego fenomenu „Solidarności”.

Podobnie jak dwaj inni legendarni opozycjoniści:

ARKADIUSZ „ARAM” RYBICKI… Poseł Platformy Obywatelskiej, człowiek, który w 1980 r. spisał słynne 21 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, jeden z pierwszych z pokolenia młodych, gniewnych antykomunistów, których  wydało Wybrzeże, aktywista Ruchu Młodej Polski, pracownik słynnej gdańskiej Spółdzielni Usług Wysokościowych Świetlik - przechowalni i zarazem kuźni trójmiejskich opozycjonistów…

JANUSZ KRUPSKI… kierownik Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Kolejny właściwy człowiek, na właściwym miejscu. On sam był przecież męczennikiem ruchu solidarnościowego. Uprowadzony w 1983 roku przez funkcjonariuszy złowieszczej Grupy „D” Departamentu IV MSW, pod dowództwem kpt. Grzegorza Piotrowskiego, wywieziony do Puszczy Kampinoskiej, oblany żrącymi substancjami, ciężko pobity i poparzony, w końcu porzucony w lesie. „Ze swetra ściekała gęsta zawiesina, tył koszuli był całkiem wypalony, na plecach miałem czarną spaloną skórę. (…). Stwierdzono, że zostałem oblany stężonym roztworem fenolu z ługiem. Przy zmianie opatrunku odpadł mi kawał skóry – zemdlałem” – wspominał kilka lat temu na łamach „Rzeczpospolitej”.

Do każdego z nich miałem masę pytań. Niektóre już sprecyzowane, przygotowane, ba – nawet gotowe szkice rozmów…

KRZYSZTOF PUTRA… wicemarszałek Sejmu, ale przede wszystkim mąż oraz ojciec ósemki dzieci – sześciu synów i dwóch córek. W zamierzeniach miała to być ciepła rozmowa o ojcostwie, o tym, jak ojciec-polityk wychowuje swoje dzieci, o odpowiedzialności za każdy gest, każde wypowiedziane słowo i dawanie dobrego przykładu. Zdążyłem już nawet wypytać kilku parlamentarzystów z innych obozów politycznych o ich stosunek do Putry. I zawsze słyszałem w odpowiedzi: godny przeciwnik, spokojny, merytoryczny, odpowiedzialny, rzadko spotykany typ polityka z klasą…

GENERAŁ FRANCISZEK GĄGOR… Znajomy oficer powiedział: jeśli chcesz rozmawiać z którymkolwiek z wojskowych, wybierz Gągora, bo to największy humanista w polskiej armii. Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, wytrawny taktyk, ale równocześnie absolwent filologii angielskiej, pasjonat historii. I jedyny czterogwiazdkowy generał w polskiej armii…

Nie zdążyłem…

Przeglądam książkę adresową mojego telefonu komórkowego. I kolejne nazwiska:  szefowa klubu parlamentarnego PiS GRAŻYNA GĘSICKA, biskup polowy TADEUSZ PŁOSKI, poseł MACIEJ PŁAŻYŃSKI - przewodniczący Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, Sekretarz Rady Ochrony Pomników Walk i Męczeństwa ANDRZEJ PRZEWOŹNIK. Kasować te numery… Zostawić… Co robić?

Źródło: Przewodnik Katolicki

Artykuł został dodany przez firmę