sacro

Szanowny Użytkowniku,

Zanim zaakceptujesz pliki "cookies" lub zamkniesz to okno, prosimy Cię o zapoznanie się z poniższymi informacjami. Prosimy o dobrowolne wyrażenie zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez naszych partnerów biznesowych oraz udostępniamy informacje dotyczące plików "cookies" oraz przetwarzania Twoich danych osobowych. Poprzez kliknięcie przycisku "Akceptuję wszystkie" wyrażasz zgodę na przedstawione poniżej warunki. Masz również możliwość odmówienia zgody lub ograniczenia jej zakresu.

1. Wyrażenie Zgody.

Jeśli wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez naszych Zaufanych Partnerów, które udostępniasz w historii przeglądania stron internetowych i aplikacji w celach marketingowych (obejmujących zautomatyzowaną analizę Twojej aktywności na stronach internetowych i aplikacjach w celu określenia Twoich potencjalnych zainteresowań w celu dostosowania reklamy i oferty), w tym umieszczanie znaczników internetowych (plików "cookies" itp.) na Twoich urządzeniach oraz odczytywanie takich znaczników, proszę kliknij przycisk „Akceptuję wszystkie”.

Jeśli nie chcesz wyrazić zgody lub chcesz ograniczyć jej zakres, proszę kliknij „Zarządzaj zgodami”.

Wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Możesz zmieniać zakres zgody, w tym również wycofać ją w pełni, poprzez kliknięcie przycisku „Zarządzaj zgodami”.




Artykuł Dodaj artykuł

Siedem „tirówek” dla…Boga

Jedną z nich wyspowiadałem. Bułgarkę. I rozgrzeszyłem. Wiedziałem, że nie ma klientów i wyjedzie. I wyjechała. Jak wracałem, gęba mi się śmiała: „Panie Jezu, co Ty za numery mi robisz?”– mówi ks. Marek Poryzała o jednej z uratowanych „tirówek”.

Jedną z nich wyspowiadałem. Bułgarkę. I rozgrzeszyłem. Wiedziałem,  że nie ma klientów i wyjedzie. I wyjechała. Jak wracałem, gęba mi się śmiała: „Panie Jezu, co Ty za numery mi robisz?”– mówi ks. Marek Poryzała o jednej z uratowanych „tirówek”.

MICHAŁ BONDYRA

Ks. Marka nazywają najczęściej duszpasterzem prostytutek lub po prostu księdzem od „tirówek”. Do dziewczyn, które stoją i oferują seks przy międzynarodowych trasach, jeździ od roku. Zaczęło się przez przypadek. Był wtedy jeszcze klerykiem. – Jeździłem tico. W drodze do mojej cioci zatrzymałem się przed zajazdem w Kruszynie „na siku”. Tam jest taki bar – relacjonuje obrazowo. – Podeszła do mnie dziewczyna z Bułgarii. Na oko 24 lata. Zaczęła mi oferować swoje usługi, pchając się do samochodu. A ja ubrany oficjalnie; w koszuli, koloratce. Powiedziałem jej, że jestem księdzem, że mi nie wolno być z kobietą. A ona na to, wskazując na brewiarz, że… ma taki sam w domu. Krótko pogadaliśmy, na końcu zrobiłem nad nią znak krzyża – kontynuuje. – Później żałowałem, że nie na czole, bo obserwujący całe zajście ludzie przy barze mogli odczytać, że ją rozgrzeszam. A przecież ona za chwilę podeszła „na numerek” do towarowego busa z napisem „Jarek”… – dodaje gorzko.

To był rok 1998. Marek Poryzała zaczynał właśnie studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Częstochowie. Miał już jednak za sobą formację w Zgromadzeniu Misjonarzy Ducha Świętego w Bydgoszczy, a także praktyki we Francji wśród… prostytutek. – To było rok wcześniej w Bordeaux i Paryżu. Chodziliśmy do nich bez habitów, bez symboli religijnych po to, by wmieszać się w tłum i rozmawiać – wspomina.

Siedemdziesiąt imion

Do polskich „tirówek” też jeździ incognito. Choć „polskich” to nadużycie. – To są dziewczyny głównie z Bułgarii, Rumunii, Ukrainy. Są też Polki. Najmłodsza ma 18 lat. Najstarsza 39. Teraz jadę do Szczecina, więc też się z nimi spotkam – mówi. Z Centrum Duchowości „Święta Puszcza” w Olsztynie pod Częstochową, gdzie ma mikroskopijnych rozmiarów pokoik, robi kursy do parafii, w których opowiada o prostytucji, o zagrożeniach z niej płynących i o skali tego zjawiska, ale i o szacunku dla trudniących się nierządem dziewczyn. Jeździ też do osób, dla których jest kierownikiem duchowym. To są ludzie z problemami: samobójcy, homoseksualiści, narkomani, ale i… klienci prostytutek. Po drodze zawsze rezerwuje sobie trzy, cztery godziny. – Tyle czasu trzeba, by z każdą z dziewczyn pogadać przynajmniej kwadrans, czasem 20 minut – tłumaczy. Znakiem rozpoznawczym dla nich nie jest koloratka, a czerwony citroen z rzucającym się w oczy białym napisem www.grzechy.com – reklamą strony, którą stworzył z myślą o młodych ludziach, uwikłanych w uzależnienia od seksu, hazardu czy narkotyków. – One po tym mnie rozpoznają. Ale napis działa też jak demotywator, szczególnie dla klientów, którzy przecież są Polakami i wiedzą, co to jest grzech – przyznaje ks. Marek. Polakami są też alfonsi. Oni, choć przeważnie tolerują to, co robi ks. Marek, czasem bywają niebezpieczni. – Kiedyś jadąc z Gdańska do Warszawy, przez 150 km miałem „ogon” – BMW, które podjeżdżało, wyprzedzało mnie i nagle stawało, potem spychało mnie do rowu. A było szaro i padał deszcz. Modliłem się Koronką. Bałem się, jak ks. Popiełuszko – wspomina.

Dla kasy i akceptacji

Każde spotkanie jest inne. Bo inne są też dziewczyny. Dziś w samochodowej półce pod biretem ma tablicę z klipsem, w którą wpięte jest siedemdziesiąt kartek. – Na każdej z nich jest jedna z dziewczyn. Wypisuję jej imię, wiek, historię życia, krótkie streszczenie naszej ostatniej rozmowy. To pozwala mi nie pogubić się w tym wszystkim i psychologicznie ogarnąć – wyjaśnia.

Spotkanie zaczyna od znaku krzyża. Potem jest przywitanie. Prostytutka wsiada do citroena. – To, że się nie boją, że tak chętnie wsiadają, to nie moja zasługa, a robota Jezusa – mówi. Chociaż w jakimś stopniu i jego. Zaczyna bowiem od poczęstowania jabłkiem, coca-colą, kawą, herbatą. Jednej z nich, kiedy skarżyła się na odparzenia, dał swój krem po goleniu. – Posmarowała się i jej pomogło. Bardzo mi dziękowała – wspomina ks. Marek, dodając, że to są takie ludzkie, proste odruchy. – To od nich zaczyna się zaufanie. To one są później podstawą do szczerej rozmowy. Tak je „kupuję” – przekonuje.

Setki rozmów musiały dać odpowiedź na pytanie: co pcha je do tego, co robią? – Bułgarki mówią przeważnie, że bieda. Że brak możliwości finansowych, że partner opuścił, że ma trójkę dzieci pod opieką mamy, a czasem nawet teściowej. Często też tłumaczą, że nie mają rodziny, że są z domów dziecka. Polki mówią mi wprost: „Robię to, bo to łatwa i dobra kasa!” – opowiada ksiądz od „tirówek”. Pieniądz i sprawy materialne są na pierwszym planie. Problemem jest też brak akceptacji dla swojego wyglądu. Nie wszystkie są bowiem zewnętrznie atrakcyjne. – Brak akceptacji samej siebie pcha je do zachowań seksoholicznych. A w efekcie do nierządu – przyznaje krótko kapłan.

Odczłowieczenie, zabijanie w sobie Boga przychodzi im trudno. Wyrzuty sumienia zagłusza głośna, agresywna muzyka. – Zauważyłem to pięć miesięcy temu, gdy zapytałem jedną z Bułgarek: „Dlaczego tego słuchasz?”. „Bo boli mnie wewnątrz” – odpowiedziała. Kiedy powiedziałem jej, że zabija wyrzuty sumienia, głos Boga w sobie, przyznała mi rację – tłumaczy.

Trzy „nietirówki"

Głos Boga ks. Marek u nich jednak rozbudza. Ma ze sobą święte obrazki: Jezusa Miłosiernego, Matkę Boską Częstochowską, św. Faustynę Kowalską, bł. Jana Pawła II. – Część z nich sama chętnie sięga po moje oprzyrządowanie duchowe. Nawet muzułmanki – zaznacza, dodając, że prostytutki biorą też krzyżyki św. Benedykta i… białe różańce, bo one pragną niewinności, tego co miały wcześniej – stwierdza dobitnie. Mimo że – jak u 20-letniej Maszki z Ukrainy, która w cerkwi była trzy razy w życiu – u wielu z nich pobożność jest płytka i powierzchowna. Jak mówi ks. Marek, ich szacunek do dewocjonaliów daje nadzieję na przyszłość. – Obrazki, różaniec czy krzyż całują. Żadna z nich nie ma też różańca podczas stosunku, bo wie, że robi źle i że to by się Bogu nie podobało – zauważa. Tym, które nie znają dobrze polskiego, ksiądz oferuje naukę języka… przez modlitwę. – Wspólnie odmawiamy strzępki „Ojcze nasz” czy „Zdrowaś Maryjo”. Mam też „sakramenty w pigułce”, które im daję –  wyjaśnia.

Sakramenty w pigułce to książka autorstwa ks. Marka. A co z prawdziwymi sakramentami „tirówek”? Czy którąś z nich ksiądz wyspowiadał? – Tak, 39-letnią Bułgarkę. I rozgrzeszyłem. Wiedziałem, że nie ma klientów i wyjedzie. I wyjechała. To było w sierpniu ubiegłego roku. Jak potem wracałem, gęba mi się śmiała: „Panie Jezu, co Ty za numery mi robisz?”. To dało mi olbrzymiego kopa, przekonanie, że to, co robię, ma sens –  uśmiecha się. Ks. Marek zdaje sobie sprawę, że wszystkich nie uratuje. – Niejedna popełni samobójstwo albo zginie z ręki alfonsa. Dlatego chcę uratować dla Jezusa choć 7 proc. z nich – deklaruje. Z trasy zawrócił już trzy „tirówki”. – Oprócz tej, którą wyspowiadałem, jeszcze jedną Bułgarkę i Polkę. Na trasie w pobliżu Włocławka. 20-letnia Bułgarka podczas ostatniej z trzech moich wizyt powiedziała mi, że ma bałagan w głowie i nie chce już tego robić. Potem od dziewczyn dowiedziałem się, że już jej tam nie ma. Podobnie jak Polki. Co robią? – nie wiem, ale już tam nie stoją i to mi wystarcza – w głosie słychać ulgę.


To, co robi, to tylko punkt wyjścia do nawrócenia tych dziewczyn. Dalszym etapem ma być ośrodek-pustelnia im. Jana Pawła II. – Zresztą nie tylko dla nich, ale też i dla uzależnionych  od seksu czy narkotyków –  rzuca, zapalając czerwonego  LM-a linka, dowód na 30-letnie uzależnienie od tytoniu. Po to, by zebrać fundusze na ośrodek, głosi kazania w parafiach, zbiera pieniądze do puszek, sprzedaje swoje książki. – Przez rok udało mi się uzbierać 60 tys. zł, by kupić grunt i rozpocząć  budowę. Potrzebuję jeszcze  240 tys. – przyznaje. Choć ośrodka jeszcze nie ma, ks. Marek ma już jego detale w głowie: „To będzie 3-hektarowe gospodarstwo. Będą tam zwierzęta; konie. W diecezji bielsko-żywieckiej, a może w Bieszczadach. W myśl zasady ora et labora jego mieszkańcy będą prostować swoją psychikę, swoje seksoholiczne przyzwyczajenia zamieniać na coś pozytywnego. Będą się uczyć zaufania, życia, akceptacji siebie. Siedem dziewczyn i siedmiu chłopaków.  14 pokoi takich jak mój, 2 na  3 metry, by wszerz zmieściło się łóżko”. By zapełnić połowę z nich, ks. Marek musi uratować jeszcze cztery „tirówki”…


Zajrzyj na www.grzechy.com i wspomóż budowę ośrodka-pustelni im. bł. Jana Pawła II, wpłacając pieniądze na 14 8980 0009 3007 0086 9489 0001
 


Inny wymiar PoMOCy

Działanie ks. Marka Poryzały, który próbuje wyciągnąć z tras kobiety sprzedające swe ciało, to punkt wyjścia. Kolejnym elementem w dramatycznej układanki jest konieczność pomocy tym, które chcą wrócić do normalności. Tej trudnej drogi dziewczyny z problemami uczą się krok po kroku w ośrodkach sióstr pasterek (traktuje o tym tekst M. Białkowskiej). Ofiary przemocy, handlu ludźmi czy wreszcie przymuszane do prostytucji nadzieję na normalność znajdują w Stowarzyszeniu dla Kobiet i Dzieci im. Marii Niepokalanej „PoMOC”. Istniejące już od dekady stowarzyszenie działa kompleksowo na kilku frontach. Jak dowiadujemy się z jego oficjalnej strony www.po-moc.pl, kobiety i dzieci wykorzystywane seksualnie, doświadczające przemocy czy zmuszane do prostytucji mogą skorzystać z informacji czy porady, wysyłając mail do psychologa, terapeuty lub prawnika. Temu służy e-POMOC. Olbrzymią pracę wykonują jednak przede wszystkim tzw. streetworkerzy, którzy na ulicach Katowic (tam działa stowarzyszenie) w bezpośrednich rozmowach wspierają, motywują, ale i informują zagrożone i uwikłane w przemoc czy seks kobiety. – Streetworker to osoba, która wpierw musi po prostu być… długo być – podkreśla na stronie PoMOCy s. Anna Bałchan, prezes i założyciel stowarzyszenia, wcześniej pracująca też na europejskich ulicach z prostytutkami, bezdomnymi matkami i uzależnionymi. Przyjazną rozmowę, prawną poradę, pomoc psychologa czy terapeuty, ale i zawodowe doradztwo oferują wolontariusze i pracownicy stowarzyszenia za pośrednictwem Punktu Konsultacyjnego. Schronienie i bezpieczeństwo 24 godziny na dobę kobietom-ofiarom przemocy zapewnia za to ośrodek rehabilitacyjno-wychowawczy stowarzyszenia. Ostatnim krokiem ku samodzielności na nowych, czystych zasadach są mieszkania readaptacyjne.

Źródło: www.po-moc.pl

Artykuł został dodany przez firmę


Inne publikacje firmy


Podobne artykuły


Komentarze

Brak elementów do wyświetlenia.