sacro

Szanowny Użytkowniku,

Zanim zaakceptujesz pliki "cookies" lub zamkniesz to okno, prosimy Cię o zapoznanie się z poniższymi informacjami. Prosimy o dobrowolne wyrażenie zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez naszych partnerów biznesowych oraz udostępniamy informacje dotyczące plików "cookies" oraz przetwarzania Twoich danych osobowych. Poprzez kliknięcie przycisku "Akceptuję wszystkie" wyrażasz zgodę na przedstawione poniżej warunki. Masz również możliwość odmówienia zgody lub ograniczenia jej zakresu.

1. Wyrażenie Zgody.

Jeśli wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez naszych Zaufanych Partnerów, które udostępniasz w historii przeglądania stron internetowych i aplikacji w celach marketingowych (obejmujących zautomatyzowaną analizę Twojej aktywności na stronach internetowych i aplikacjach w celu określenia Twoich potencjalnych zainteresowań w celu dostosowania reklamy i oferty), w tym umieszczanie znaczników internetowych (plików "cookies" itp.) na Twoich urządzeniach oraz odczytywanie takich znaczników, proszę kliknij przycisk „Akceptuję wszystkie”.

Jeśli nie chcesz wyrazić zgody lub chcesz ograniczyć jej zakres, proszę kliknij „Zarządzaj zgodami”.

Wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Możesz zmieniać zakres zgody, w tym również wycofać ją w pełni, poprzez kliknięcie przycisku „Zarządzaj zgodami”.




Artykuł Dodaj artykuł

Maraton w sutannie

Przebiegł już cztery maratony. Dwa ostatnie w sutannie. Choć bieg to jedna z największych miłości ks. Adama Pawłowskiego, zawsze musi ustąpić miejsca tej pierwszej: ewangelizacji.

Przebiegł już cztery maratony. Dwa ostatnie w sutannie. Choć bieg to jedna z największych miłości ks. Adama Pawłowskiego, zawsze musi ustąpić miejsca tej pierwszej: ewangelizacji.

Nieprzebieraniec

Kiedy dwa lata temu po raz pierwszy stanął na starcie Poznańskiego Maratonu w sutannie, wielu pytało, czy jest prawdziwym księdzem. – Dziś łatwiej spotkać w sutannie przebierańców niż księży, którzy powinni w niej chodzić – mówi dobitnie ks. Adam Pawłowski, który czarny długi strój kapłański wkłada nie tylko do biegów w maratonie. – Chodzę w niej wszędzie: po ulicach, w szkole. Bo to zawsze stwarza okazję do rozmowy, spowiedzi – tłumaczy. Sutanny w maratonie się bał. Nie wiedział, jak zareagują na nią inni uczestnicy. – Byłem zszokowany, jak pozytywnie przyjęli mnie biegacze. Kiedy w tym roku przed startem jeden z nich poprosił mnie o błogosławieństwo, od razu ustawiła się kolejka pozostałych. Modliłem się i błogosławiłem tak przez dziesięć minut. Nic dziwnego, że wyruszałem na samym końcu razem z kultową już panią z parasolką – śmieje się. Na trasie podbiegł do niego człowiek, prosząc o spowiedź. – Nie spowiadał się już dłuższy czas. Zaczęliśmy iść i rozmawiać, to było przed 30 km – wspomina kapłan. Na 14 km od startu 13. Poznańskiego Maratonu zasłabł jeden z maratończyków. Ks. Adam zdążył nadbiec z rozgrzeszeniem. – Nie miałem przy sobie olejków, ale udzieliłem absolucji generalnej. Służby medyczne go reanimowały, a ja na ciężkich nogach biegłem dalej. Dopiero na 20 km dowiedziałem się, że zmarł – wspomina zdarzenie na pierwszym maratonie w sutannie. Po zawodach rozmawiał z najbliższymi zmarłego: „Osierocił dwójkę dzieci, ale mimo bólu żona była wdzięczna, że znalazł się ksiądz, a Pan Bóg się o niego zatroszczył. Okazało się, że był on bardzo wierzącym człowiekiem”.

Koloratka na „stałe”

Sutannę po raz pierwszy przetestował podczas „chrześcijańskiej dwudziestki” – półmaratonu, którego trasa biegła z poznańskiej parafii NMP Niepokalanie Poczętej, gdzie był kiedyś wikarym, do sanktuarium Matki Bożej w Dąbrówce Kościelnej. – Po zawodach wiedziałem już, że w sutannie da się pobiec, tylko trzeba podwinąć jej dolną część. Z pomocą przyszła mi jedna z parafianek, która dobrze szyje. Prócz spodu na stałe przyszyła mi też koloratkę, by nie wypadła – wspomina ks. Adam, który w tak przygotowanej sutannie przebiegł dwa maratony. Trzeci, tegoroczny będzie debiutem… sutanny sportowej. – Wpadłem na pomysł, by zrobić sutannę z materiału oddychającego. Dyrektor firmy Assics zgodził się podarować materiał, który ja przekażę do obszycia – przyznaje. Czy dzięki temu będzie miał lepszy czas? – Maraton w sutannie ma cel ewangelizacyjny, nie sportowy – przyznaje. Duchowo ks. Adama wspiera drużyna Jezusa. – Wraz z ks. Krzysztofem Nowickim ze wspólnoty ewangelizacyjnej św. Jacka stworzyliśmy dwa teamy: duchownych i świeckich – wyjaśnia. W ostatnim maratonie w tym pierwszym biegło siedmiu księży i siedmiu kleryków, w drugim – dziesięć osób. Każdy z nich z plastronem na plecach: „Bóg jest”. Każdy gotowy na ewangelizację. W sutannie tylko on. – Klerycy z Kalisza w tym roku będą po obłóczynach i już zapowiedzieli, że jak się ich przełożeni zgodzą, to razem ze mną pobiegną w sutannach w wiosennym półmaratonie – mówi.

Bieg nie najważniejszy

By mógł wygospodarować pięć godzin z październikowej niedzieli, proboszcz wildeckiej parafii ks. Marcin Węcławski zwolnił go z odprawiania porannych i popołudniowych Mszy św. – Dzięki temu mogłem pobiec, a potem coś zjeść, pójść na masaż obolałych nóg i spokojnie o godz. 18.00 usiąść w konfesjonale – nie kryje wdzięczności dla „szefa” parafii. Tego dnia Mszę odprawiał dopiero o 21.00. – Robiłem to pobożnie, ale modlitw nie rozwijałem i nie klękałem, bo moje siły były naprawdę ograniczone – śmieje się, dodając, że Msza o tej godzinie w parafii Maryi Królowej jest zwykle krótka, bo to jedna z ostatnich w Poznaniu dla tych, co pracują w niedzielę. Sytuacje jak ta z października zdarzają się zwykle tylko dwa razy w roku: jesienią w przypadku maratonu i wiosną, gdy jest półmaraton. Ks. Adam wraz z drużyną Jezusa biega też w innych zawodach: wokół Rusałki, na Cytadeli czy wokół Malty. Są to biegi mniejsze i nieabsorbujące tyle czasu. Zwykle mają też szczytny cel. – W biegu „litr paliwa zamiast piwa” chodziło na przykład o to, by sponsor pokrył koszty dojazdu dzieci niepełnosprawnych na terapię zajęciową – potwierdza. I choć serce wyrywa się na Runmagedon, jedno z najbardziej ekstremalnych 9 km z przeszkodami, ks. Adam nie wie, czy weźmie w nim udział. – To jest bieg na wysokich obrotach i nie wiem, czy na odpowiednie do niego przygotowanie pozwolą mi obowiązki duszpasterskie, bo moją podstawową pasją nie jest bieganie, a Chrystus – akcentuje.

Kilogram na kostce

Codzienne życie ks. Adama można porównać do biegu Rzeźnika. Ekstremalnie trudnego, wyczerpującego do cna ultramaratonu. Dzień rozpoczyna wcześnie rano od Mszy św. Kolejne kilka godzin spędza w VIII LO, katechizując licealistów. Potem z komunią odwiedza chorych. W pierwszej parafii w Kościanie posługiwał jeszcze w dwóch szpitalach, w tym jednym psychiatrycznym, gdzie musiał „oswoić się” ze śmiercią. Najtrudniejszym czasem jest Wielki Post, Adwent i kolęda. Dzień pracy wtedy wydłuża mu się do 14 godzin. – Trzeba mieć dużo sił do działania i cierpliwość do ludzi. Jak jest kondycja fizyczna, mniej człowiek narzeka, a lepiej przeżywa to, co ma zrobić, i z większą ochotą podejmuje wyzwania, które na niego czekają – zapewnia. Czasu na trening jest ekstremalnie mało. – Biegam wtedy po zmroku, o godz. 22.00 czasem 23.00. Wkładam czołówkę na głowę i robię kółko wokół Malty lub trasę po parku bł. Jana Pawła II – zaskakuje. Kiedyś, gdy w Kruszewie biegał tak po głównej drodze, mieszkańcy bardzo się dziwili. – Dobrze, że nie biegałem wtedy w sutannie, boby pomylili mnie pewnie z Batmanem – śmieje się. Najwięcej czasu ma od kwietnia do czerwca, no i we wrześniu. Wtedy może pozwolić sobie na godzinne wizyty w siłowni raz w tygodniu. – Chodzę tam z rodzoną siostrą Patrycją, ona uprawia spinning rowerowy, a ja korzystam z bieżni. Poza tym z kolegą ks. Krzysztofem Makoszem raz w tygodniu przepływamy 40 basenów na Termach Maltańskich. Z parafianami i studentami biegamy też po Wildzie – wymienia. W gorącym czasie kolędy czy Wielkiego Postu radzi sobie inaczej. Zakłada kilogramowe obciążniki na kostki i tak zbiega z czwartego piętra stromych schodów na sześć godzin do szkoły. – Chodzę z tymi ciężarkami, robię swoją robotę, a przy okazji wyrabia mi się kondycja – tłumaczy.

Przed nocnym klubem

Wszędzie, gdzie jest, ewangelizuje. Mówienie o Chrystusie przebija bieganie. Wraz ze wspólnotą św. Jacka ewangelizował podczas Euro 2012 w Poznaniu. Ponieważ jako były piłkarz i kibic poznańskiego Kolejorza bywa na meczach poznańskiej drużyny, można spotkać go także rozmawiającego o Bogu z kibicami wychodzącymi ze stadionu Lecha. Jest w szaliku i sutannie. – Kibice to wspaniali ludzie, otwarci i życzliwi, dalecy od negatywnego obrazu, który lansują media – przyznaje. Dla ewangelizacji nie przepuści żadnej okazji. Przystanek Woodstock, Sunrise w Gdyni, a nawet misje na dalekiej Ukrainie. – W Berdiańsku byłem z diakonią Ruchu Światło-Życie. Przez dwa tygodnie pracowaliśmy tam z dziećmi, bezdomnymi, wyrywaliśmy chwasty. Pod wieczór jeździliśmy nad morze, gdzie biegałem i pływałem – wspomina niedawny wyjazd. Do kolejnych misji z oazą szykuje się w wakacje. Tym razem będzie to Tajwan. – Mamy tam pomysł na ewangelizacyjny bieg dla Jezusa – zdradza. Ostatnio ks. Adam znów zaskakuje: wziął się za ewangelizację poznańskich prostytutek i ich klientów. W grudniu pojawiał się w sutannie przed nocnymi klubami. – Pod klub go-go chodzę z intencją, by pokazać ludziom, że jest alternatywa, a także by przepłoszyć tych, który chcą tam wejść – przyznaje.

Nieufoludek

Ks. Adam przyznaje wprost, że kondycja fizyczna pozwala mu zachować celibat. – Po ekstremalnym zmęczeniu i prysznicu łatwiej się też modli – zauważa. Bieganie zbliża też bardzo do ludzi. – Księdza postrzega się często jak ufoludka, który nie wiadomo skąd się wziął i co robi. Sport pokazuje, że jestem normalnym człowiekiem – przyznaje. Wspomina jak na jednej z poprzednich parafii ministranci mieli dylemat, czy na śmigus-dyngus mogą oblać księdza wodą: „Szybko ten problem rozwiązałem, powiedziałem, że nie musicie mnie oblewać, ale ja was obleję i wziąłem wąż i zacząłem lać. Szybko się zmobilizowali i zorganizowali wiadra. Sutanna była mokra, ale było przy tym dużo radości.” – Trzeba pokazać, że ksiądz prócz tego, że gorliwie się modli i apostołuje, też potrafi oblać wodą i potańczyć. Jest normalny dzięki Jezusowi, który go zmienił i pewne rzeczy poukładał i nadał im sens – tłumaczy. Ks. Adam przyznaje, że kondycję w poprzedniej parafii w Kruszewie budował też przez granie w piłkę z… ministrantami. – Stworzyliśmy tam nawet profesjonalną drużynę, która grała w lidze na orliku – wspomina. Dziś w parafii za ministrantów już nie odpowiada, a sportowo realizuje się ze studentami, grając w siatkówkę, i młodzieżą szkolną, którą uczy gry w koszykówkę. – Sport mam we krwi. Byłem obrońcą w Olimpii i w Lechu, potem pod koniec podstawówki grałem też w „kosza” w poznańskim AZS – mówi. To wtedy zaczął biegać, by poprawić swoją wydolność i siłę w grze. W koszykówce był rozgrywającym. Umiejętności z parkietu bardzo pomagają mu dziś: „W kapłaństwie też trzeba mieć oczy dookoła głowy, by ogarnąć jednocześnie wiele rzeczy i znaleźć dla nich właściwe rozwiązania”.  

Artykuł został dodany przez firmę


Inne publikacje firmy


Podobne artykuły


Komentarze

Brak elementów do wyświetlenia.